gw

GRY

Banner

trwa inicjalizacja, prosze czekac...program MDM

Kursor

GRY

Animacja

trwa inicjalizacja

piątek, 4 maja 2018

Rozdział 40 (Misję czas zacząć!)

Chin: Dobra, czas ruszać!
Wszyscy: Oy!

~Misję czas zacząć!~

Nasza szczęśliwa szóstka wyruszyła na misję która miała być dość prosta... Ale czy tak naprawdę jest?

Shade: Ej... Tak wogóle... Na czym polega ta misja?
Chin: Misja polega na tym... Eee... Że będziemy pilnować jakąś miejscówkę... Chyba jakąś drewnianą chatkę czy coś.
Shade: Na serio? Chin... Kurde czemu żeś wybrał taką prostą misję?
Yo: Hm... No co my możemy poradzić na jakieś dziwne pomysły China?
Saiana: Możemy to potraktować jako biwak...
Shade: Taa... Tylko kiełbasek nam brakuje co nie Kahi?
Kahasi nie odpowiadał.
Shade: Kahi?!
Shade i cała piątka się zatrzymali, obejrzeli się za siebie i okazało się że Kahasi'ego nie było.
Chin: Pewnie poszedł się migdalić z Himawari.
Chin nagle poczuł dziwne mrowienie na plecak a po chwili świst wiatru, odwrócił się i zobaczył jak Himawari stoij z rasennganem.
Saiana: -No to jest w czarnej dupie-
Chin dostał rasennganem w brzuch i go wyrzuciło w stronę pobliskiego drzewa.
Shade: No to może pójdziemy poszukać w końcu Kahasi'ego?

Shade i cała reszta poszli szukać Kahasi'ego... Shade szukał po lesie, Saiana wraz z Himawari w pobliskich jaskiniach, Yo dołączyła do Shade a Chin postanowił się pozbierać z rasenngana.
Shade: -Kurde... Gdzie on może być.-
Yo: Ej Shade!
Shade poszedł w kierunku Yo. Kiedy doszedł zobaczył stojącą Yo przed drewnianą chatką.
Shade: Czy przypadkiem nie powinno być to miejsce które musimy pilnować?
Yo: Pewnie tak... Poczekaj tutaj, dam reście znać.
Shade: Myślisz że on tu jest?
Yo: Znasz Kahi'ego... Lubi robić wszystko po swojemu i sam.
Shade: Heh... Ale to już jest przesada. Nagle zniknął i nic nam nie powiedział.
Yo: Ta wiem. To do niego nie podobne.

Yo dała znać reście że znaleźli miejsce w którym prawdo podobnie znajduje się Kahasi.
Chatką wyglądała na zewnątrz na zadbaną. Chin dał pomysł by wszyscy weszli do środka i faktycznie tak zrobili. Drzwi były otwarte i tak samo jak zewnątrz jest równie zadbane, meble są nowoczesne i prawdo podobnie nikt nie znajdzie żadnego kurzu. Yo poczuła zapach jedzenia i doszli do jadalni... Wszystko było zrobione na fest. Wszystko było takie... Perfekcyjne.
Chin:. To co? Jemy?
Shade: Ty zgłupiałeś doszczędnie?
Chin: No co? Głodny jestem!!
Chin nie wytrzymał i usiadł przy stole i zaczął się zajadać dobrymi przysmakami.
Shade: Ty idioto! Rusz troch...
???: I co? smakuje wam moje jedzenie?
Drugie drzwi się otworzyły i stanął w nich jakiś siwy facet z brodą... nosi nawet okulary i ma na sobie białą kamizelkę, białe spodnie i inne rzeczy.
Fuuku: Mam na imię Fuuku i witam w mojej posiadłości. Wy zapewne jesteście shinobi zgadza się?
Saiana: Tak. Czy to pan zlecił byśmy pilnowali tego miejsca?
Fuuku: Hah... Tak to ja. Nie martwcie się nic do jedzenia nie dodałem... zostało to przyszykowane dla was... proszę, usiądźcie i jedzcie.
Saiana: -Czy tylko mi się to wydaje podejrzane?-
Shade: Mamy do pana jedno pytanie.
Fuuku: Tak?
Shade: Czy może widział pan siwego chłopca w moim wzroście?
Fuuku: Hmm... Nie, raczej nie.
Himawari: -Jakiś dziwny typ... lekko się skrzywił na to pytanie...-
Chin nie zwracał kompletnie uwagi na to co się dzieje wokół niego... jadł bez opamiętania.

***

Kahasi: -Ciemność... Ciemno... Nic nie widzę... Ekhh... Co? To Woda?... jestem podłączony do jakiejś maszyny... Ktoś idzie.-
Kahasi widział jakiś cień który zbliżał się w jego stronę... porozglądał się trochę i zauważył że znajduje się pod ziemią... i jest to chyba jakieś laboratorium. Niezbyt wszystko widział bo było zbyt ciemno by było można zauważyć jakie kol wiek szczegóły.
???: Hehe... Już niebawem... Już niebawem.
Facet dotknął szyby za którymi była woda i Kahasi.
???: Nie bój się mój drogi... niebawem będziesz wolny. Pokażesz swoje ukryte drzemie.
Kahasi: -Jakie ukryte drzemie? O co chodzi?-
Na twarzy Kahasi'ego pojawiło się czarne znamię które było wokół jego oka i szła w kierunku jego ucha.
???: Haha... A teraz śnij... śnij przeszłością która się nie ziściła.

***

Fuuku zaprowadził wszystkich do ich pokoi. Dziewczyny z dziewczynami a chłopaki z chłopakami.
Saiana postanowiła się przyszykować do spania a Himawari stała przy oknie.
Himawari: Ciekawe gdzie on jest...
Saiana: Kto? A Kahasi... Hmm... Nie martw się Hima, nic mu nie jest.
Himawari: Skąd to wiesz? Nawet nam nic nie powiedział... a co jeśli ktoś go złapał?
Saiana: Po co? Przecież to misja rangi C... Co niby miało by się stać Hima? Zresztą Kahasi jest silny... wątpię by byle jakiś gościu mógłby go złapać.
Himawari: Masz rację...

Ciąg dalszy nastąpi...


     

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Rozdział 39 ( Nowa misja!? Chin przychodzi z przysługą )

Kahasi obudził się w pokoju u siostry, spał tuż obok jej łóżka. Kiedy spali to nie podświadomie Kahasi i Himawari tak jakby stykali się czubkami swoich palców.

Kahasi: -Nie mogę uwierzyć że tu zasnąłem-

Kahasi wstał z podłogi po czym spojrzał się za siebie i zauważył że nie chcąc o obudził Himawari.

Himawari: A ty już na nogach?
Kahasi: Heh, przepraszam że ciebie obudziłem.

Kahasi podszedł do Himawari i pocałował ją w policzek po czym wyszedł z pokoju. Postanowił pójść kupić sobie coś do picia, ale zaraz z za rogu wyskoczył Chin.

Chin: Siema Kahi!
Kahasi: Oy!
Chin: Mam prośbę!
Kahasi: -Te jego prośby źle się zawsze kończą-
Chin: Pójdziesz ze mną na sześcioosobową misję?
Kahasi: Aż sześć?
Chin: Taaa, mamy pilnować jakieś miejsce.
Kahasi: Aaa? Ale że ty niby mnie wybierasz?
Chin: No wiesz... i tak nie mam kogo zbytnio wybrać. Przy okazji zaprosisz też Saianę.
Kahasi: No spoko, a ty się zajmij Shade okey?
Chin: Spoko!

Kahasi nie spodziewał się tego po Chinie, że kiedyś go zaprosi na misje. Kahasi od razu postanowił pójść do Saiany, jak zwykle pewnie trenuje albo poszła się wylegiwać na świeżym powietrzu. Podszedł do drzwi i zapukał ale nikt nie otwierał drzwi. Wszedł na jej podwórko spodziewając że ją tam spotka. Po chwili namysłu poszedł w jej ulubione miejsce które znajdowało się tuż za domem. I jak się okazało właśnie tam przebywała.

Kahasi: Tak jak myślałem.
Saiana: Cześć.
Kahasi usiadł obok niej.
Kahasi: I jak zdrowie?
Saiana: Jakoś leci...
Kahasi: Saiana...
Saiana: Co?
Kahasi: Za dużo się tym przejmujesz. Wiem co czujesz do Daisaku ale czasami powinnaś się przejmować sobą.
Saiana nic nie powiedziała.
Kahasi: Wiesz co... pójdź ze mną na misję. Co ty na to?
Saiana: Tak od razu? Przecież co nie dawno wyszliśmy ze szpitala.
Kahasi: Taaa... ale trochę tak nudno w domu, a kiedy Chin złożył mi taką ofertę to się zgodziłem i pomyślałem też o tobie.
Saiana: No nie wiem...
Kahasi: No weno.
Saiana: No dobra, bo przez cały dzień byś mi z tym truł.
Kahasi i Saiana poszli w miejsce gdzie mieli się spotkać z Chin'em i Shade. Jak oczywiście już doszli to oni już tam byli.
Chin: Kahasi czyli ci się udało.
Saiana: Z trudem mu się udało...
Shade: Siema Saiana.
Saiana: Cześć Shade.
Kahasi: Jeszcze tylko dwójka.
Chin: Możemy zabrać ze sobą Yo.
Shade: I Himawari.
Saiana: Ale przecież Himawari skończyła z bycia ninja.
Kahasi: Tak wiem... ale ją przekonam, na tą jedną misję.
Saiana: Okey.

Kahasi rozdzielił się z grupą która poszła po Yo a Kahasi po Himawari. Kahasi poszedł sprawdzić czy jest u niego w domu ale jej tam nie było, więc poszedł na wzgórze które znajdowało się poza Konohą. Było tam przepięknie, duża łąka z dużym jeziorem przy którym było można się zrelaksować.

Kahasi: Hej.
Himawari: Hej (uśmiechnęła się)
Kahasi: Nic się tu nie zmieniło.
Himawari: Masz rację...
Kahasi: Hmm... Himawari co byś powiedziała na to... by... pójść na misję ze mną i resztą?
Himawari: Na misję? Przecież z tym skończyłam.
Kahasi: No tak, ale znasz China... wybrał misję sześcioosobową.
Himawari: No teraz ma sens. No dobra zgadzam się, ale to będzie ostatni raz!
Kahasi: Okey okey.

Kahasi i Himawari skończyli gadać i poszli potem do ramenu spotkać się z resztą. Wszyscy siedzieli przy tym samym stole, dziewczyny razem i chłopaki razem. Chin na przeciwko Saiany (Trochę uważał by ją nie wkurzyć) Shade na przeciwko Yo. Kiedy Kahasi wraz z Himawari się dosiedli to wszyscy prowadzili dosyć żywą rozmowę. Kahasi jak zwykle przez dłuższy czas siedział cicho, Chin na to miast popisywał się przed dziewczynami które na niego nie zwracał uwagi, Shade gadał z Kahasi'm, Saianą, Himawari i trochę z Yo. Omówili już wszystkie szczegóły  a temat misji po czym wszyscy rozdzielili się w swoje kierunki. Kahasi po powrocie do domu, od razu Położył się do łóżka i szybko zasnął. Następnego ranka przygotowywał się na misję, nie miał nawet czasu zjeść śniadania przed wyjściem. Kahasi dotarł na miejsce spotkania jako ostatni. No cóż, talenty po ojcu dają swoje znaki.

Chin: Dobra... więc czas ruszać!
Wszyscy: Oy!

____________________________________________


niedziela, 11 czerwca 2017

Rozdział 38 ( "Coś co musiało się stać" )

Głos: Kahasi! Słyszysz mnie? Obudź się!

~ "Coś co musiało się stać" ~

Kahasi ocknął się w białym pomieszczeniu w którym był tylko on, łóżko jak i okna przez które było widać miasto i piękne widoki. Kahasi poczuł że w ręce coś trzyma, postanowił zerknąć i zobaczył naszyjnik Daisaku który zdobył podczas walki z nim, wpatrując się w naszyjnik który był to znak jego klanu czyli Uchiha, przypomniało mu się ich walka i to co mówił Daisaku. To że, dla niego rodzina i przyjaciele nie miało dla niego jakiego kol wiek celu. Kahasi zastanawiał się co Daisaku planuje? Ale z jednym się z nim zgadzał, to że kiedy wróci do wioski nie będzie tak jak kiedyś. Może będą nawet tacy ludzie którzy go nie będą akceptować i uważać go za zdrajcę. Będą hipotezy że jego śmierć była już zaplanowana.

Kahasi: - Niestety nasza walka nie była unik nona, to "musiało się stać"-

Do pokoju weszła Sakura która tym chwilowo się nim opiekuje, a tuż za nią weszła Saiana wraz z Shadę i Chin'em.

Chin: Siema, jak się masz siwy?
Kahasi: Jako tako, a jak ty się miewasz? Zbocz uszku?!
Zmierzyli się groźnym spojrzeniem.
Shade: Możecie chociaż nie kłócić się tutaj.
Kahasi: Dobrze dobrze, Shade możesz z Chin'em skoczyć po wodę dla mnie?
Shade: Pewnie...

Shade i Chin wyszli z pokoju do po bliskiego sklepu.

Kahasi: Kiedy będę mógł stąd wyjść?
Sakura: Niedługo, twój organizm jest jeszcze przemęczony.
Saiana: Heh... faceci.
Sakura jak i Kahasi spojrzeli się na Saianę która siedzi obok Kahasi'ego.
Saiana: Mogliście się po zabijać... idioci.
Powiedziała to z irytacją w głosie.
Kahasi: "Idioci" hee... Przepraszam cię... ale nie mogłem się powstrzymać. Pewnie gdyby nie Daisaku sam bym tak skończył. W końcu nasza trójka jest taka sama. Hehe.
Saiana: No cóż, można tak to powiedzieć.
Kahasi: Ale nie wydaje mi się żeby o nas tak zapomniał.
Saiana: Hmm...
Kahasi wyciągnął dłoń w kierunku Sakury, z pomiędzy palców wisiał naszyjnik który należy do Daisaku.
Kahasi: A to jest dowód! Pani Sakuro mam prośbę by pani zatrzymała to do czasu jego powrotu.
Saiana: A skąd jesteś tego pewny?
Kahasi: Po prostu mi zaufaj!
Saiana: Ehh... -Już kiedyś komuś zaufałam. I nic z tego nie wyszło-
Kahasi: Hmm... Daisaku powiedział coś takiego " Cel który muszę spełnić". Ciekawi mnie co to miało znaczyć.
Sakura: "Cel który muszę spełnić?"?
Kahasi: Ale co tam. Hehe.
Kahasi podał Sakurze naszyjnik po czym wyszła z pokoju. Kahasi został sam z Saianą.
Kahasi: A no właśnie, jak się czujesz po tym genjutsu?
Saiana: Nawet mi nie przypominaj.
Kahasi: Daisaku?
Saiana nie odezwała się, w ogóle nie przecząc.
Do pokoju z kopa wchodzi Chin a tuż za nim Shade.
Shade: Co ty robisz? Chcesz zniszczyć te drzwi.
Chin: Zamknij się!
Kahasi: -Jak miło-
Kahasi spojrzał się na nich z zaspaną miną, jednocześnie z zadowoleniem na twarzy. Cieszył się że ma takich właśnie przyjaciół. Przyjaciół na których może liczyć, na takich którzy zawsze są sobą. Przy nich już nigdy nie będzie taki samotny.

***

Kahasi stał w swoim pokoju, powoli się rozglądał.

Kahasi: -Jak miło być w domu-

Kahasi spojrzał na swoją lewą ręke która była cała zawinięta w bandaż.
Usłyszał śmiech swojej siostry co musiało to oznaczać że pewnie gada z Himawari. Postanowił pójść do nich. 
Stanął przy drzwiach wahając się zapukać. Ale Saiana otwiera drzwi i widzi przed sobą swojego brata. Hishui zaprosiła go do środka a sama poszła na dół, Kahasi usiadł obok Himawari.
Himawari: Dobrze się czujesz?
Kahasi: Tak... miło mi ciebie widzieć.
Himawari przytuliła się do Kahasi'ego. Kiedy się do niego przytuliła, to Kahasi tak jakby czuł że chciało się jej płakać.
Himawari: Nigdy mnie tak nie strasz! Rozumiesz? Głupolu?!
Kahasi dobrze rozumiał że jedyną osobą która może go obrażać jest właśnie Himawari. Zakochał się w niej już bardzo dawno temu, zresztą ona również odwzajemniała
Kahasi: Przepraszam... Ale znasz mnie.
Himawari spojrzała na jego twarz a jej ręce nadal obejmowały jego szyję. Kahasi się uśmiechał a za chwilę otworzył oczy i spojrzał na nią.
Himawari: Jeśli chcesz mnie tu pocałować to ciebie zabiję.
Kahasi: Hehe... nie ma mowy, jest to pokój mojej siostry! Jak wpadnie tu do pokoju i nas tak zobaczy to będziemy martwi oboje!
Himawari i Kahasi zaczęli się śmiać a za chwilę weszła Hishui.
Hishui: Czy coś mnie ominęło?
Oboje się na nią spojrzeli i znowu zaczęli się śmiać.
Kahasi: - Teraz już wiem! To jest dla mnie najważniejsze na świecie.
By uszczęśliwiać wszystkich moich bliskich. Tylko to daje mi naprawdę
SZCZĘŚCIE.

_________________________________________________
Szczęście

Kiedy szczęście stoi przed nami, wydaje się tak wielkie, że sięga stropu nieba.
Ażeby przejść przez nasz próg, robi się tak małe, że często go już nie dostrzegamy.

_______________________________________




niedziela, 28 maja 2017

Rozdział 37 ( Jesteśmy jak Słońce i księżyc, jak ogień i woda)



Daisaku: Czas zacząć zabawę...
Kahasi: Aaa...

~ Jesteśmy jak Słońce i Księżyc, jak ogień i woda ~

Kahasi i Daisaku patrzyli na siebie w oczy, on z Sejidragon a Kahasi z sharinnganem. Nawet jeśli miał tą moc dzięki przyjacielowi ojca, to czy podoła temu? Czy go pokona i uratuje? Chciał go uratować własną siłą ale nie potrafił tego kontrolować. Chciał ale nie mógł, był bez silny. Kahasi z cząstkami kropel wody na całym ciele ruszył do ataku jako pierwszy. Daisaku stał w miejscu zupełnie jakby go nic nie ruszyło, a Kahasi celował w jego klatkę piersiową. Nie udało mu się, Daisaku trzymał jego pięść w ręku. Kahasi szybko na to zareagował i próbował go uderzyć nogą w szczękę. Ale znowu się nie udało, Daisaku zdążył złapać go za łydkę, a potem rzucił nim, niczym jak piórko. Kahasi w locie zmienił swoją pozycję tak że kiedy wylądował na taflę wody, opierał się nogami i jedną ręką, a w drugiej trzymał kunnai. Zanim się obejrzał Daisaku był tuż przy nim, kopnął go w prawą stronę głowy, znowu poleciał i od bijał się po tafli wody. Aż w końcu złapał równowagę w nogach i zatrzymał się na wodzie. Daisaku postanowił znowu go za atakować używając techniki gokakyu-no jutsu czyli między innymi technika kuli ogromu ognia. A z jego ust wydobył się ogień który przeobrażał się w kulę która leciała w stronę Kahasi'ego. Kahasi postanowił stworzyć jedną ścianę z ziemi ( niestety nie pamiętam nazwy techniki ) i od razu zaczął sprawnie rękoma robić technikę, po czym objema rękami uderzył w wodę i przed nim utworzył się mur, przed którym miał się ochronić. Kula ognia uderzyła w mury, po obu stronach dymił dym a z prawej strony wyskoczył Daisaku rzucając kunnaiami, a Kahasi je wszystkie odbił. Kahasi wraz z Daisaku biegli do siebie aż w końcu oboje uderżyli kunnaiami w to samo miejsce, oboje doskonale bronili się tak by jeden drugiego nie trafił. Aż w końcu Kahasi i Daisaku wycofali się.

Daisaku: - Hehe... Po mimo że to sharinngan pierwszego poziomu który w cale nie zadziwia to doskonale dotrzymuje mi kroku-
Kahasi: - Może już pora użyć poziomu drugiego, ale będzie to ryzykowne, będę wtedy więcej marnować czakry. Do diaska!-

Kahasi uruchomił poziom drugi sharinngana.

Daisaku: Hehe... nie spodziewałem się tego. Że tak szybko opanujesz sharinngana.
Kahasi: Sam się tym dziwię, ale to jest zasługa twojego klanu nie moja!
Daisaku: Hehehe
Kahasi: Z czego się tak śmiejesz?
Daisaku: Nie porównuj mnie do ojca! Nie interesuje mnie mój klan, można powiedzieć że go nawet nie na widzę! Skrywa w sobie więcej ciemności niż każdy z nas! Więc Kahasi uważaj na siebie bo kiedyś "oślepniesz" przez tą moc.
Kahasi: Heh... ty się o mnie martwisz?
Daisaku: Nie... tylko dajem ci radę na przyszłość.

Daisaku i Kahasi wymierzyli się spojrzeniami i znowu zaczeli walczyć. Kahasi stał się jeszcze szybszy niż był, jak i również silniejszy.

Kahasi: - Co jest do diabła? Po mimo że mam sharinngana na poziomie drugim to nadal nie dostrzegam jego ruchów! Czy... może jest już pora by użyć Mangieku Sharinngan?-
Daisaku: - Jeśli umie również uruchomić Mangieku Sharinngan to będę musiał to szybko skończyć. Mój poziom oczu dorównuje na razie do trzeciego poziomu, całe szczęście że Sejidragon nie jest jak podstawowe Mangieku bo wtedy bym musiał znaleźć takie same parę oczu by zmienić. Heh... Kahasi przykro mi ale mi nie dorównasz-

Kahasi atakował zaciekle Daisaku nawet nie zdążył się obronić przed jednym jego atakiem. A z jego prawego policzka zaczęła lecieć krew.

Daisaku: Jeden punkt dla mnie.

Kahasi ścisnął zęby i ruszył ponownie. Daisaku jak zwykle fenomenalnie się bronił przed atakami. Kahasi postanowił użyć kage-bunshin-no jutsu ( technika podziału cienia ) a po obu jego stronach pojawiły się jego kopie. Obje kopie ruszyły do Daisaku ale on z nie wyobrażalną szybkością je pokonał, kiedy je zniszczył to wydobył się z nich dym przez który Kahasi uderzył go w twarz a on sam poleciał w tył i uderzył w górę. Daisaku powoli wychodząc z dziury która była spowodowana przez atak Kahasi'ego, ponownie stanął na wodzie. Zanim Daisaku się zorientowała to Kahasi miał już Mangieku Sharinngana.

Daisaku: - Do diaska! Muszę to jak najszybciej skończyć!-

Daisaku użył techniki Hinotama, a w jego ręku utworzyła się ognista kula w rozmiarze rasenngana. Kahasi zobaczył co planuje Daisaku więc postanowił stworzyć Chidori, a w lewym ręku utworzyła się kula z której wydobywają się pioruny. Oboje spojrzeli na siebie i w końcu ruszyli.

Daisaku i Kahasi: - Pora to za kończyć, raz na zawsze!-

Hinotama i Chidori zderzyły się ze sobą, było można usłyszeć jedno wielkie bum!
Sakura wraz z Saianą, Shade i Mito który stał na czubku drzewa, usłyszeli to, jak i również zobaczyli dym dochodzący z ich walki.

Mito: To pewnie oni.

Sakura nie myśląc o niczym pobiegła w kierunku dymu.

***

Daisaku i Kahasi leżeli na wodzie, wykończeni wraz z resztkami chakry, oboje nie mogli się ruszać.

Kahasi: Daisaku... ty się nic nie zmieniłeś.
Daisaku nie zareagował na to.
Kahasi: Kiedy czuję że ciebie doścignąłem to okazuje się że ty nadal jesteś przedemną. 
Daisaku leżał wpatrując się w zachmurzone i deszczowe niebo.
Kahasi: Nie wiem co planujesz, ale wiem na pewno, ja i inni sprowadzimy ciebie do domu.
Daisaku: Do... domu? Kahasi rodzina i przyjaciele nie mają dla mnie teraz jakiego kolwiek celu. Nie interesuje mnie już to. To co planuję jest częścią mego życia a kiedy to skończę po prostu z tąd zniknę. Będzie tak jak miało być, czyli Daisaku "Uchiha" Nie żyje, zginął ratując swojego najlepszego przyjaciela.
Kahasi: I co? Myślisz że kto kolwiek to za akceptuje? Że wszyscy będą udawać że naprawdę nie żyjesz?! Twoja mama jak i również twój ojciec i rodzeństwo było rozpaczone z tego powodu! Że w ich życiu nie ma Daisaku Uchiha, syna jak i brata! A teraz jak mają okazję ciebie znowu mieć by znowu cieszyć się chwilami z tobą! To z tego zrezygnują?
Kahasi zaczoł kaszleć a z jego ust spływała krew. W prawym ręku trzymał naszyjnik Daisaku który dostał od matki.
Daisaku: Kahasi... heh... nie przekonasz mnie żadnymi słowami. Daisaku "Uchiha" Nie żyje! Jest teraz tylko Daisaku. Kahasi nawet jeśli kiedy kolwiek wrócę do wioski, do rodziny i do przyjaciół to nie będzie tak samo jak kiedyś.
Kahasi: Daisaku...

Kahasi chciał jeszcze coś powiedzieć ale zemglał ze zmęczenia. Obok Daisaku pojawił się Mito który pod szedł i go podniósł. Trzymał go na plecach.

Mito: Ciekawe jak to się skończy.

Mito wraz z Daisaku zniknęli. W oddali było można usłyszeć damski głos wołając Kahasi'ego.

____________________________________________________
Radości życia rodzinnego
są najpiękniejsze świecie,
a radość, jakiej rodzice doświadczają
na widok swych dzieci, jest najświętsza

Autor: Johann Heinrich Pestalozzi ( Chyba )
_______________________________________________


poniedziałek, 22 maja 2017

Rozdział 36 (Dzieciństwo Akt.4 "Uczucie")

Dobiegające odgłosy dzieci które się śmieją jedno cze śnie, był to Kahasi wraz z Daisaku i Saianą, biegali na dworze gdzie po padnie. Trzymali się że sobą aż do samego wieczora. Kiedy byli razem lub jeszcze z kimś nie czuli tego uczucia. Uczucia które towarzyszy im zawsze, uczucia które zabija ich od zewnątrz.

~ "Uczucie" ~

Trójka kompanów zaczęli się śmiać i ganiać bez końca, aż w końcu ze zmęczenia upadli na trawie.

Kahasi: Hehe... było fajnie!
Saiana: Ehh... jestem taka zmęczona! A tak w ogóle to Daisaku oszukiwał.
Daisaki: Nie oszukiwałem! Po prostu jestem szybszy od was i najlepszy w berka.
Kahasi: Taaa... na pewno masz jakiegoś haka w rękawie.

Znowu zaczęli się śmiać, wszyscy postanowili odpocząć trochę po bieganiu i ściganiu się na wzajem. Resztę dnia spędzili na bez sensownym leżeniu na trawie. Nie chcieli już wracać do domu gdzie czują się dziwnie, woleli zostać tak jak jest. Ale niestety musieli wracać do domu. 
Daisaku wchodzi przez drzwi do domu, rozgląda się po mieszkaniu i wszędzie ciemno. Idzie do swojego pokoju. Nie chciało mu się zbytnio spać więc postanowił po leżeć bez sensownie na łóżku.

Daisaki: -Znowu... jest tak nudno! Czuję tak jakby jakąś pustkę która mnie wypełnia. Ehh... co ja mam zrobić? Czemu się tak czuję? Sam chciałbym to wiedzieć.

Kahasi wchodzi przez okno do swojego pokoju, jak zwykle pewnie nikogo nie ma w domu oprócz nie go i siostry. Siada przy biurku i zaczyna rozwiązywać jakieś zadania. 

Kahasi: -Do diaska... co jest znowu? Czemu się tak do diabła czuję?-
Kahasi złamał ołówek na pół. Spojrzał się na niego zirytowany, zastanawiał się czym ma teraz pisać. Ciągle dręczyło go to uczucie kiedy jest zawsze sam, czegoś mu brakowało, ale nie wiedział co.

Saiana stoi w swoim pokoju który był za pełniony pudłami, ogólnie całe mieszkanie było takie, puste... za pełnione wielkimi pudłami. Patrzyła się w okno, i zobaczyła miejsce w którym się bawiła że swoimi przyjaciółmi, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Spojrzała się na łóżko i wolnym krokiem podeszła do nie go i upadla na poduszkę.

Saiana: -Znowu czuję się... taka samotna... to jest to uczucie które mnie dręczy od zawsze, ciemna szara samotność-

Z całej trójki Saiana wiedziała co to uczucie na prawdę znaczy. Nazywa się "samotność", Saiana przeważnie spędzała czas sama, samotność towarzyszyła jej od zawsze. Na to miast chłopcom brakowało miłości od strony rodziców, przez to czuli się tacy samotni, nawet jeśli mieli rodzeństwo ale to nie to samo. Rodzeństwo może być różne, mogą się rozumieć i w ogóle ale co z tego? Skoro ten czas spędzą z nimi a oni i tak pójdą swoją drogą? I jeszcze bardziej będą się czuli samotni. Daisaku jak i Kahasi czekali na ten moment by się tego uczucie pozbyć, a Saiana jest już do tego tak przyzwyczajona że już na to nie zwraca uwagi.

~ Akt.4 Część 2 ~

Kahasi budzi się rankiem całkowicie zaspany. Ubrał się i chciał już wyjść z domu.

Hishui: Kahasi... a ty znowu wychodzisz przez okno z domu. Czasami zastanawiam się czy jesteś człowiekiem czy małpą.
Kahasi: O cześć Hishui! (Kahasi usiadł na parapecie)
Hishui: Co tak z rana się wymykasz?
Kahasi: A no... wiesz, chciałem pójść...
Hishui mu przerwała to co Kahasi chciał powiedzieć.
Hishui: Czekaj...Czekaj czy ty przypadkiem idziesz do dziewczyny? O mój Boże!  To tylko to może znaczyć! Ahhh mój brat...
Kahasi patrzył się na swoją siostrę przez chwilę zdołowany, a potem wyszedł przez okno.

Hishui: Eee? Kahasi? Gdzie ty żeś znowu pola zł!?

Kahasi pobiegł tam gdzie miał się spotkać z Saianą i z Daisaku. Po rozglądał się po okolicy i ich nie zauważył.

Saiana: Mam cię! Haha go nisz!
Kahasi: Osz ty! Dopadnę cię!
Saiana: Jeszcze się przekonamy!

Daisaku stał na gałęzi drzewa i patrzył jak Kahasi gonił Saianę, nie szło mu najlepiej. Zmęczeni już Kahasi i Saiana spojrzeli się na Daisaku.

Saiana: A może się dołączysz?
Daisaku: Żebyście mówili że oszukuję? Po mimo to że nie wiem jakim cudę?
Kahasi: Hehe... nie oszukujesz i my dobrze o tym wiemy, tylko się z tobą droczymy.
Daisaku: Tak jasne...

Saiana weszła na gałąź tak aby Daisaku się nie domyślał, a jak już była przy nim to go zepchnęła i upadł na ziemię. Saiana sama ze skoczyła ale potem tego żałowała bo Daisaku zaczął ją gonić. Kahasi patrzył na nich z radosnym uśmiechem, chciał żeby było tak zawsze. Ale nic nie trwa wiecznie. Trójka dzieci leżała obok siebie przy drzewie wiśniowym. Wszyscy byli zmęczeni, zaspani i przede wszystkim radośni tym spędzonym dniem. Leżeli i gadali bez sensownie, nawet dowcipkowali sobie. Można powiedzieć że nie chcieli wracać do domu bo się czują tak wspaniale. Wszyscy razem i niczego im nie brakuje, zadowoleni dosłownie ze wszystkiego.
Że aż cała trójka pomyślała sobie:
Trójka: -To uczucie zostało złamane bo mam najwspanialszych przyjaciół pod 
Słońcem-

Wszyscy patrzyli się na gwiazdy zadowoleni z tej chwili, od tam tego momentu nie znali czegoś takiego jak samotność bo mieli siebie na wzajem.
Przyjaźń może nawet zwalczyć samotność.

_____________________________________________________________
Przyjaźń.
To zależy, czego od przyjaciół oczekujesz.
Możesz nam zaufać, że cię nie opuściły w dobrej lub złej doli,
choćby do najgorszego końca.
Możesz też nam ufać, że strzec będziemy twojej tajemnicy lepiej niż ty sam jej sprzegleś.
Ale nie licz na nas, byśmy ci pozwolili samotnie stawić czoła niebezpieczeństwu i odejść od nas bez słowa.

Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Boimy się okropnie, ale pójdziemy z tobą albo za tobą, jak psy za tropem.

Autor: J.R.R Tolkien, Drużyna Pierścienia
______________________________________________________

niedziela, 21 maja 2017

Rozdział 35 (Dzieciństwo Akt.3 Saiana)

Saiana była w pokoju pełnych pudłami bo co niedawno się przeprowadziła z wioski Wiatru do Konohy. Była tam nowa więc nie znała miejsc a obok jej domu stoi Durze wiśniowe drzewo gdzie się wszystko zaczęło. Od razu po przeprowadzce poszła właśnie tam, i spotkała chłopaka o imieniu Daisaku, miał wtedy 4 lata i z wyglądu niczym się nie wyróżniał. Potem zapoznała się z biało włosym chłopcem o imieniu Kahasi, był osobą dość wesołą ale z początku tego nie widać. Ponieważ była nowa w wiosce,była prześladowana przez niektórych chłopaków, wyzwali ją intruzem i że tu się nie nadaje a nawet sobie nie poradzi. Ale przyszła pomoc, był to Daisaku.

Daisaku: Nic... Ci nie jest? (Jak zwykle z ponurą miną)
Saiana: Nie,nic mi nie jest. I dziękuję Ci za pomoc.
Daisaku: Ehh... powinnaś uważać na siebie, jesteś tu nowa...
Saiana mu przerwała i się wtrąciła do słowa.
Saiana: I sobie nie dam rady?
Daisaku: Nie... jesteś naprawdę silna i wiem że możesz sobie z nimi poradzić.

Saiana była tym zdumiona co powiedział do niej Daisaku ale niestety tylko wygląda na silną. Jej ojciec jest najlepszym samu raję więc co nieco pod łapała od niego kilka ruchów,ale nie chciała nic pochopnego robić. Saiana patrzyła jak Daisaku powoli odchodzi i znowu pozostała sama,zastanawiała się czy nie odwiedzić Kahasi'ego. Ale po drodze spotkała Himawari z którą od czasu przeprowadzki się koleguje. Oczywiście jako dziewczyny zaczęły sobie gadać o różnych że czach. Kiedy skończyły rozmawiać,Saiana poszła w kierunku domu i po drodze zobaczyła leżącego na trawie Daisaku.

Saiana: Hehe... a ty znowu tutaj.
Daisaku nic nie odpowiedział,patrzył jak Saiana siada obok nie go.
Saiana: Przepraszam że ci przeszkadzam,ale to też jest moje ulubione miejsce.
Daisaku: Nie przeszkadzasz...
Daisaku spojrzał się na słońce a Saiana na niego,lekko się zarumieniła.
Saiana: To dobrze...

***

Saiana obudziła się i po rozglądała się dookoła,i zauważyła że go nie ma.

Saiana: -Ah ten Daisaku... zostawił mnie samą,śpiącą na dworze. Niech go szlak trafi. Hehe...-

Saiana wróciła do pustego domu, jak zwykle jej ojca nie było w domu. Jej mama niestety zginęła przy porodzie, więc jej nie znała. Przeważnie czas spędzała sama bo ojca ciągle w domu nie było, marzyła by spotkać swoich drogich przyjaciół ale czy jej się to uda? Tego nie wie. Niby ma Himawari ale można jeszcze to nazwać znajomość, a Kahasi'ego wraz z Daisaku również dobrze ich nie znała. Więc co by tu począć?
Saiana podeszła do okna i spojrzała na drzewo gdzie poznała się z Daisaku, zastanawia się co on teraz porabia. Chciała by się z nim spotkać ale nie mogła, musiała zostać w domu i musiała iść spać by jutro mieć siły.
Następnego ranka Saiana nie chętnie wstaje z łóżka i schodzi na dół.
Zauważyła swojego ojca jak siedzi przy stole i wypełnia papierkową robotę.

Saiana: Cześć, tato. Co porabiałeś wczoraj?
Tenjin: Ehh... jak zwykle praca... przy okazji pomogłem pewnej młodej damie.
Saiana: Tato, mam nadzieję że nie chcesz mi wyznać że mam macochę?
Tenjin: Hehe, nie raczej nie. Jedyną kobietą którą kochałem była twoja matka.
Saiana: A ja ją...
Tenjin przerwał jej to co chciała powiedzieć.
Tenjin: To nie była twoja wina... to co się stało to się musiało stać. Nie obwinia się siebie za śmierć matki, nic z tym nie mogłaś zrobić.

Saiana nie znała matki więc nie było specjalnie przykro z powodu jej śmierci. Wróciła się do pokoju by się ubrać, i wyjść z domu by spotkać się z Himawari i z Kahasi'm.
Saiana szła właśnie do nich ale jakieś gnojki, i zabrali ją do ciemnej uliczki.

Chłopiec: Nie powinnaś tu się przeprowadzać, nie na widzę ludzi z kraju wiatru.
Chłopiec(2): Właśnie! Zniszczymy ciebie!

Ale trzeci nie zdążył się nic odezwać bo Daisaku uderzył go w szyję i stracił przytomność. A resztą też się zajął bez problemu.

Daisaku: Znowu oni...
Saiana: Nie musiałeś...
Daisaku: Musiałem.
Daisaku spojrzał się na Saiane i pomógł jej wstać.
Daisaku: Chcę Ci coś powiedzieć.
Saiana: Tak? (Saiana się zarumieniła bo Daisaku wyglądał tak,jakby chciał wyznać jej miłość)
Daisaku: Nie poddawaj się... Gnaj do przodu jak rozpędzony niczym koń. Pamiętaj te słowa,bąć pewna mych słów,zawsze cię obronię.
Saiana się tego nie spodziewała, ale zarumieniła się jeszcze bardziej niż przedtem. Saiana zaprosiła Daisaku by poszedł z nią do znajomych ale ku jej zdziwieniu nie było ich, a Daisaku zaproponował wspólne patrzenie w gwiazdy.
W sercu Saiany robiło się ciepło, tak jakby ktoś ją przytulił.Jedynie mogła myśleć o tym że jest tu wraz z Daisaku i patrzy razem z nim na gwiazdy, tylko tyle chciała. Ona i on,i gwiazdy na niebie. Ale niestety,nie wszystko trwa wiecznie.

Saiana: Chciałam bym,tak zostać aż do rana.
Daisaku spojrzał się na nią,a ona patrzyła na wprost gwiazd. A Daisaku się zarumienił, a w tym momencie Saiana skierowała głowę w jego kierunku i również się zarumieniła.Patrzyli sobie na wzajem w oczy, a po kilku sekundach Daisaku odwrócił głowę. Saiana nadal patrzyła się na niego zdumiona, nie mogła uwierzyć że oboje na siebie patrzyli,dostrzegła w jego oczach ciepło,przebłyski ognia które ją ogrzewają. Zastanawiała się co miała robić dalej.

Saiana: -Jezu,co ja mam zrobić? On spojrzał mi w oczy. Nie... to nie możliwe-
Daisaku: -Co ja robię? Co się ze mną dzieje? To od tego momentu kiedy ją poznałem, zrobiłem się jakiś dziwny-

Saiana przybliżyła się do Daisaku i go przytuliła z zamkniętymi oczami.Daisaku zdziwił się tym co zrobiła Saiana a jego serce biło coraz szybciej. Czuł ciepło w sercu jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.

Daisaki:- -Czy to możliwe? Że się w niej...?-
Saiana: -Boże,co ja zrobiłam? Ja... ja go przytuliłam?!-

Daisaku chwycił jej rękę by go wypuściła po czym spojrzał w jej oczy. Patrzyli się wzajemnie na siebie znowu.

Daisaku: Przepraszam... muszę już iść.
Saiana:- Racja... też muszę już iść.

Oboje byli tym zdziwieni ale czuli do siebie to samo, nie mogli dopuścić do siebie tych myśli. Daisaku poszedł w swoim kierunku do domu i zrobiła to samo Saiana. Kiedy wróciła do domu czuła jedynie smutek i rozpacz. Znowu spędzi ten czas sama, w czterech ścianach, otoczona pudłami. Chciała by tamta chwilą trwała aż to samego rana, by nie czuła się taka samotna jak teraz.

Saiana: -To uczucie... dobrze je znam, czy ktoś jeszcze tak ma?-

____________________________________________
Każdy powinien mieć kogoś
Z kim mógłbym szczerze pomówić
Bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny
Czasami czuję się bardzo samotny.
________________________________________


sobota, 20 maja 2017

Rozdział 34 (Dzieciństwo Akt.2 Kahasi)

Mały pokój lekko udekorowany, oświetlały przez słońce które wchodzi przez okno, przy oknie po prawej stronie stoi łóżko a w nim leży,mały siwy chłopiec który się przebudza. Kahasi siedzi na łóżku i przeciera oczy,a do pokoju wchodzi jego siostra Hishui.

Hishui: Czyli już się obudziłeś? Braciszku.
Kahasi: Tak.

Jak Kahasi wstał z łóżka to Hishui rzuciła mu się na szyję, oboje mieli wtedy po 4 lata. Kahasi wraz z siostrą zeszli na dół do salonu który był prze ogromny, a jeden bok domu zamiast ściany miał szyby przez które było widać podwórko.

Kakashi: Ehh... jestem wykończony robotą.
Mikaka: Zanim się obejrzysz to już będzie weekend kochanie.
Kakakshi: Chciałbym żeby już był. (Spojrzał się z uśmiechem na żonę)
Mikaka: A tym razem zbieraj się do roboty bo się spóźnisz. A Hishui też się zbieraj trzeba iść do lekarza.
Hishui: Dobrze...

Kahasi nic nie powiedział, jedynie co robił to się przysłuchiwał rozmową i patrzył na nich.

Kakashi: Coś się stało Kahasi? (Położył rękę na głowie syna i pogłaskał)
Kahasi: Nie.
Kakashi: Obiecuję że jak wrócę to potrenujemy razem co o tym sądzisz? ( z uśmiechem na twarzy)
Kahasi: Tak!
Kakashi: Cieszę się!

A za chwilę Kakashi wraz z Hishui i z żoną wyszli już z domu, Kahasi został sam. Poszedł się w coś ubrać i przejść się na spacer, może nawet po drodze sobie coś kupi. Kahasi wyszedł z domu i szedł przed siebie, pomyślał że odwiedzi Himawari ale się rozmyślał bo pewnie spędza czas ze swoim bratem i nie chciał przeszkadzać, więc pozostał sam.

Kahasi: - Znowu on? I jak zwykle na czarno ubrany.-

Kahasi patrzył na chłopca który szedł tuż przed nim. Miał czarne,krótkie włosy, i jak zwykle na czarno ubrany, ma czarną bluzę bez kaptura i luźne spodenki. Kiedy Kahasi chodził na spacery zawsze widział tego chłopca samego, nawet co nie co o nim wiedział. Wiedział że jest to syn Sakury i Sasuke, jest również bratem Sarady i Shade, jego brat ma tle samo lat co on a jego siostra cztery lata starsza od nich. Kahasi zastanawiał się nad tym że nawet mają tyle se sobą wspólnego. Że spędzają czas wolny sami niż z rodziną. Kahasi postanowił pójść dalej, poszedł do po bliskiego sklepu by sobie kupić koktajl truskawkowy na zimno. Poszedł dalej, zatrzymał się nagle i zobaczył siedzącą dziewczynę ze smutną miną, postanowił się do siąść.

Kahasi: Dobrze się czujesz? ( Powiedział to łykając co nieco picia )
Saiana: Tak...
Kahasi: To co taka mina?
Saiana: Po prostu kogoś... poznałam
Kahasi zobaczył jak dziewczyna się zarumieniła, westrznoł i spojrzał się na rzekę która płynie na wprost nich.
Kahasi: Nie za wcześnie na chłopaka?
Saiana: Na... na chł...opaka. ( Dziewczyna jeszcze bardziej się zarumieniła )
Kahasi: No wiesz... w takim wieku? Masz jeszcze czas na to.
Saiana pacneła go w głowę by się przymknoł bo czuła że jeszcze gorzej się rumieni.
Kahasi: Eeej! Jak chcesz mnie bić! To chociaż się przed staw.
Saiana: Przepraszam... nazywam się Saiana Senjiu.
Kahasi: Miło mi... ja się nazywam Kahasi Hatake.
Saiana: Hatake? Czy przypadkiem twój ojciec nie był...
Kahasi: Szustym? Tak... ale teraz zajmuje się Anbu.
Saiana: Aha...
Kahasi: To co to za wybranek?
Saiana się zarumieniła.
Saiana: TO NIE WYBRANEK!
Kahasi: Hahaha... droczę się tylko z tobą.

Nasza dwójka sobie jeszcze pogadała a później się rozdzielili. Kahasi szedł w kierunku domu i znowu zobaczył tego samego chłopca,tym razem siedział na brzegu rzeki. Kahasi stanął i spojrzał się na zachodzące słońce i rzekł w myślach
Kahasi: -Może nie jestem jedyny z tym uczuciem-

__________________________________________
Jestem sam,przepełnia mnie straszliwa pustka,tęsknota i lęk.
Cały pokój wypełniają moje myśli.
Nic poza mną i moimi myślami, moimi lękami. 
Mógłbym wyobrazić sobie najbardziej niestworzone historie
Mógłbym tańczyć, pluć, stroić miny, przeklinać, zawodzić
Nikt by się o tym nie dowiedział, nikt nie usłyszałby tego.
Myśl o takiej absolutnej prywatności
Mogłaby mnie doprowadzić do szaleństwa.

Autor: Henry Miller
____________________________________________________________________

~ Akt.2 Część 2 ~

Głos: Kahasi! Kahasi! Obudzisz się w końcu?!
Kahasi: Hishui? Daj mi spać.
Kahasi przytulił się do poduszki, Hishui zrobiła zirytowaną mine i próbowała wyrwać Kahasi'emu poduszkę.
Kahasi: Od dawaj moją poduszkę!
Hishui: Nie! Wstawaj na śniadanie! Ty śpiochu!
Kahasi: Rybki są lepsze!
Hishui: Ja ci dam rybki! Wstawaj!

Kahasi w końcu wstał od dłuższego marudzenia siostry. Zszedł na dół i na spokojnie zjadł obiad, po mimo że mu się chciało dalej spać. Po śniadaniu poszedł tym razem do Himawari. Himawari jak zwykle promieniowała radością a jak się patrzyło na Kahasi'ego to się spać chciało. Kahasi poszedł za Himawari na podwórko by się pobawić i porozmawiać. Kahasi opowiadał Himawari jak wczoraj spędzał czas i jak się kłócił z siostrą ale ona nie była w cale tym zdziwiona. Kahasi przeważnie zawsze się tak droczył z siostrą, można powiedzieć że to lubił.

Himawari: Ty to masz ciekawe dni. Ale musisz się tak droczyć z siostrą?
Kahasi: Hima znasz mnie! Lubię sobie po spać bo tak to ciągle chodzę zaspany!
Himawari: Tak tak.

Kahasi po obiedzie wyszedł, i chodził przez pewien czas bez celu. Ale znowu spotkał tą dziewczynę.

Kahasi: Hej!
Saiana odwróciła się do Kahasi'ego, ku jemu zdziwieniu stała z Chin'em, Kahasi nie przepadał za tym chłopakiem bo go przezywa od siwych.

Saiana: Kahasi pozwól że przedstawiem...
Chin: Saiana nie musisz, znamy się i to bardzo dobrze... jesteśmy rywalami!
Kahasi: - Rywalami?- ( Kahasi załamał się tym co powiedział Chin )

Saiana zrobiła dobrą minę do złej gry ale nic z tego nie wyszło. Kilka minut później dołączył Shade z Yo. Kahasi również i ich znał, był również chłopiec którego widział już kilka razy. Kahasi spojrzał się na Saiane a ona była zarumieniona, a on już wiedział kto jest jej "wybrankiem". A nasza cała szóstka poszła po spacerować, nawet się trochę wygłupiali, a potem poszli coś zjeść. Kahasi dzień spędził na prawdę ciekawie i zabawnie. Na koniec nasza grupa poszła na wspólne patrzenie gwiazd.

_____________________________________________
Przyjaciele.
Jeśli któregoś dnia poczujesz,że chce ci się płakać.
Zadzwoń do mnie... Nie obiecuję,że ciebie rozbawię,ale mogę płakać razem z tobą.
Jeśli któregoś dnia zapragniesz uciec,nie bój się do mnie zadzwonić...
Nie obiecuję,że ciebie zatrzymam,ale mogę z tobą pobiec.
Jeżeli któregoś dnia nie będziesz chciał nikogo słuchac.
Zadzwoń do mnie...
Obiecuję być wtedy z tobą i być cicho.
Ale jeżeli któregoś dnia zadzwonisz i nikt nie odbierze...
Przebiegnij do mnie szybko.
Mogę ciebie wtedy potrzebować.
________________________________________